To niecodzienne wydarzenie miało miejsce w niedzielne
dopołudnie dnia 14/02/216 w Zakopanem.
Śmiem nawet twierdzić – że absolutnie nie do powtórzenia!Oto
relacja z Dziennika Wyprawy.
Grupa
alpinistek w składzie Kasia J, Sylwia R, Kasia F od kilku tygodni przygotowywała
się do zdobycia Kościelca zimą. Ponieważ sobotni atak z powodu zbyt dużej
pokrywy śnieżnej zakończył się fiaskiem, osiągając jedynie Halę Gąsienicową i
maksymalną wysokość 1609 m npm
postanowiliśmy wykorzystać możliwości wcześniej zdobytej
aklimatyzacji i fakt posiadanego sprzętu i poszukać godnego uwagi kolejnego
celu alpinistycznego. Akcja była co
prawda zaplanowana naprędce i w
pośpiechu na niedzielne dopołudnie, niemniej uwzględniała wszelkie możliwe
okoliczności, jakie mogłyby wydarzyć się na godzinę rozpoczęcia wspinaczki.
Geograficznie Grań
Krupówek znajduje się między dwiema wyniosłościami Rowu Tatrzańskiego –
Antałówką i Lipkami. W całości zbudowana jest z twardego granitu
średnioziarnistego. Zatem wspinanie w warunkach letnich należy do bardzo
przyjemnych, ze względu na duże usłonecznienie jednakże należy liczyć się z
niejakimi tłumami, ponieważ miejsce jest dość łatwo dostępne z leżącej u
podnóża miejscowości – Zakopane. Natomiast wspinaczka zimowa należy już do
poważniejszych wyczynów, toteż do tej pory nikt nie podjął się tego nieco
karkołomnego wyzwania. Sama zaś góra Kościuszki jest nieznacznym wypłaszczeniem
w całej grani Krupówek. Podczas wspinaczek letnich to właśnie w tym miejscu
zakłada się obóz przejściowy między Dolną a Górną częścią grani. Jest to zatem
idealne miejsce na dłuższy odpoczynek, regenerację sił, a także możliwość
uzupełnienia zapasów żywnościowych (obok znajduje się małe awaryjne lądowisko
dla helikopterów, zwane Reserved i oznaczone odpowiednio literą H)
Do
wyboru miałyśmy dwa dość eksponowane
choć niezbyt trudne technicznie warianty. Ostateczną decyzję odkładałyśmy do
momentu podejścia pod ścianę na wypłaszczony teren, z którego miał nastąpić
atak (wysokość ok 790 m npm) i była uzależniona od oceny aktualnych warunków
pogodowych. Już na samym początku musiałyśmy odstąpić od wariantu nieco
łatwiejszą – lewą granią, z powodu braku odpowiedniej pokrywy śnieżnej, i zbyt
dużego oblodzenia. Miała ona wieść obok skalnych wież zwanych lokalnie Rocky
Church i dalej krótkim żlebem tuż obok
małej groty skalnej zwanej Sabała Cave, wyprowadzającym prosto na górę
Kościuszki. Pozostał nam więc wariant prawą granią.
Początkowo trasa wiodła żlebem (czyt. rynsztok) tuż obok niewielkiego stawu polodowcowego
zwanego Czarnym Stawem oraz krótkim tunelem śnieżnym (miejsce zwane przez
lokalnych szerpów Subway) tuż pod czyhającymi po prawej stronie serakami
zwanymi w tym miejscu Sinsay oraz w
dalszym końcowym już odcinku dość
szerokie śnieżne pole kotła polodowcowego zagrożone możliwością wywołania lawin
schodzących z dużej powierzchni grani zwanej w tym miejscu Sport Corner.
W tym miejscu należało bardzo ostrożnie zmienić
kierunek na południowo-wschodni i
przejść w miejsce, w którym obrany wariant krzyżuje się z wariantem lewą
granią. Stąd do najwyższego punktu góry Kościuszki pozostało już tylko szerokie
śnieżne plateau.
Oto przebieg działań grupy
wspinaczkowej w składzie: Kasia J ( kierownik), Sylwia R, Kasia F. Około
godziny 10h30 po skompletowaniu i
założeniu sprzętu, sklarowaniu liny, rozpoczęłyśmy marsz pod prawą grań,
jednak już na początku napotkałyśmy 2 samotne turystki – Jolanta G i Monika
P, które jak się okazało, przymierzały
się zupełnie lekkomyślnie do zrobienia tej samej drogi,jednakże bez użycia
specjalistycznego sprzętu. Po krótkim namyśle, zaproponowałyśmy im dołączenie
do naszej grupy szturmowej, użyczyłyśmy zapasowego sprzętu (raki, czekan,
kask), założyłyśmy prowizoryczne uprzęże z taśm, i przywiązałyśmy do liny
między sobą, zgodnie z zasadami sztuki. Wtedy rozpoczęłyśmy zasadniczy atak
szczytowy. Przejście pierwszych odcinków nie nastręczyło żadnych problemów. Po
drodze ok godz. 10h50 minęłyśmy dużą grupę wspinaczy, schodzących z wyjścia
aklimatyzacyjnego lewą granią (z małym wariantem środkiem kotła) tuż pod Rocky
Church. Następnie mając na uwadze dość wysoko operujące już słońce bardzo
ostrożnie minęłyśmy serakowy odcinek Sinsay.
Kiedy
myślałyśmy, że kluczowy odcinek mamy za sobą, niespodziewanie z lewej strony w
oddali pojawił się niedźwiedź! Byłyśmy najpierw zaskoczone tym niecodziennym
widokiem, ale niewiele myśląc przyspieszyłyśmy wspinaczkę i spróbowałyśmy
schować się za wystającą opodal niewielką skałę. Podczas tego manewru Sylwia
pośliznęła się, pociągając za sobą jednocześnie Monikę. Na szczęście Kasia F,
idąca jako ostatnia, bardzo szybko zorientowała się i szybko zareagowała i
asekurowała całą naszą ekipę. Udało się sprawnie opanować sytuację, hamując
czekanami, zatem obsuwa nie była aż tak znaczna. Jadnak kosztowało nas to dość
sporo energii, dlatego postanowiłyśmy zaraz za skałą rozstawić mały obóz – w
celu regeneracji sił i uzupełnienia kalorii. A następnie ok 11h05
kontynuowałyśmy mozolną wspinaczkę. Warunki zmieniały się dość szybko i
radykalnie. Od tego momentu rozpoczęła się wspinaczka w terenie mikstowym,
krótkimi fragmentami tylko w zupełnym oblodzeniu. Aż w końcowej fazie teren
zrobił się skalny. Warunki pogodowe także przestały sprzyjać. Do słońca niemal
w zenicie zaczął wzmagać się coraz bardziej gwałtowny wiatr, co sygnalizowało
całkowita zmianę pogody w późniejszych godzinach. Podmuchy wiatru uprzykrzyły
nam końcowy fragment podejścia pod górę Kościuszki. Zanim do niego doszłyśmy
miało miejsce jeszcze jedno zdarzenie. Otóż będąc na prowadzeniu, lekko
oślepiona przez słońce (podczas pierwszego obsunięcia zgubiłam okulary
lodowcowe), potknęłam się i upadłam na czekan, lekko tylko wytrącając z
równowagi i bezpiecznej pozycji Monikę. Na szczęście i tym razem kryzys został
szybko opanowany i mogłyśmy dokonać śmiałego trawersu na lewą stronę, w celu
osiągnięcia podszczytowego plateau.
Do szczytu doszłam lekko wykończona ok godz. 11h20. Szybko założyłam stanowisko asekuracyjne,
wykorzystując duży obły fragment granitowej skały, przygotowałam bezpieczne udeptując śnieg i
zakładając kilka dodatkowych stanowisk do autoasekuracji, a następnie
rozpoczęłam asekurację kolejno dochodzących dziewczyn. Szczęśliwie wszystkim udało się bez większych
obrażeń dotrzeć do celu. Tuż przed południem , z użyciem śmigłowca dotarła do
nas grupa fotoreporterów, porterów oraz grupa wsparcia technicznego. Po
zrobieniu pamiątkowych zdjęć, uściskach i uzupełnieniu płynów etc. pozytywne
emocje udzieliły się wszystkim. Ale należało szybko ewakuować się z powodu
nadciągających z zachodu chmur. Tak zakończył się pierwszy etap naszej zimowej
wyprawy. Niesione sukcesem postanowiłyśmy wrócić za rok i dokończyć wspinanie
aż do Górnej części Grani Krupówek. Co
prawda, z obserwacji letnich wiemy, że jest to fragment dużo trudniejszy
technicznie, grań zwęża się znacznie i nie ma zbyt dużo miejsca na rozstawienie
jakichkolwiek obozów przejściowych, zatem należy staranniej i z dużym
wyprzedzeniem przygotować się do tego wyczynu, uwzględniając wszystkie mogące
wystąpić okoliczności. Ale póki co, cieszymy się z sukcesu.
Pamiętajcie jak mawiają wujowie – nie ważne jak było, ważne
jak się opowie że było! a zabawa była przednia :)
autor: Katarzyna Jamróz